Filip Lech: Niektórym fotografiom umieszczonym w „Kosmogonii” towarzyszą cytaty z wypowiedzi Krzysztofa Pendereckiego, związane z tematyką drzew, ogrodu, świata przyrody. W jaki sposób streściliby państwo „filozofię drzew Krzysztofa Pendereckiego”?

Tamara Pieńko: Odbieram ją jako myśl o ścisłym połączeniu człowieka ze światem, a nawet wszechświatem. Chyba najlepiej wyraża to fragment jednego z przemówień profesora Pendereckiego:

Myślę, że artysta – aby stworzyć coś nowego – musi przekraczać granice konwencji, granice estetycznych przyzwyczajeń, granice znanych rozwiązań. I co najważniejsze: przekraczać samego siebie. W każdym z nas rośnie przecież drzewo, które jest zakorzenione w ziemi, ale gałęziami chce sięgnąć coraz wyżej, ku niebu – ku temu, co transcendentne.

Janusz Marynowski: Jestem muzykiem, spoglądam na arboretum w Lusławicach jako na dokładnie zaplanowany utwór. Istnieją szkice lusławickiego ogrodu łudząco przypominające partytury maestra: równie kolorowe, zawierające symbole podobne do tych używanych w utworach. W albumie ukazujemy to podobieństwo. Filozofia drzew Krzysztofa Pendereckiego jest dla mnie harmonią, wyrażeniem emocji, skrajności. W muzyce mamy piano i forte, tutaj widzimy rośliny niższe i wyższe, młodsze i starsze. Maestro jawi się nam jako niezwykle spójny i konsekwentny artysta. Jego dwie największe pasje, muzyka i miłość do przyrody, były ze sobą zharmonizowane.

Można nawet pokusić się o to, żeby znaleźć utwór Krzysztofa Pendereckiego, który pod względem strukturalnym, formalnym najlepiej odpowiadałby różnym fragmentom arboretum. Ogród był tworzony przez wiele dziesięcioleci, znajdziemy tam fragmenty ogrodu włoskiego, chińskiego i niezwykle formalnego ogrodu francuskiego. Najbardziej spektakularny i symboliczny jest labirynt. Po wejściu do jego wnętrza wydaje się, że nie ma z niego wyjścia, przybliżając się do jego końca, wciąż znajdujemy się w jego centrum. W końcu docieramy do wyjścia, co mówi nam o potrzebie nietracenia nadziei i trudzie, którego wymaga przejście całej drogi. Przebywając w zasadzonym przez Krzysztofa Pendereckiego ogrodzie, mam wrażenie, że coraz lepiej go poznaję. Przez ponad 30 lat znajomości przyglądałem się powstawaniu kolejnych fragmentów ogrodu. To była dla niego wielka symfonia – symfonia życia – składająca się z różnych części, które pozornie są nieprzystające, ale ich spoiwem jest niebywała wrażliwość kompozytora.

TP: Profesor Penderecki stworzył tam swój świat, uzupełniający dzieło muzyczne. Nie używał słowa „sadzić”, zawsze posługiwał się określeniem „komponować ogród”. Myśląc o arboretum, posługiwał się tymi samymi kategoriami, których używał w muzyce. Tym razem nie wypełniał wymyślonej przez siebie formy dźwiękami, ale drzewami i roślinami. Niektóre drzewa zostały posadzone w momencie, w którym zaczynał komponować dany utwór. W centralnym punkcie ogrodu stoi piękny tulipanowiec, który jest jego równolatkiem.

Cały wywiad 🙂